wtorek, 30 maja 2017

Ukłucie trawy - ślad w sercu

Coś mnie podrażniło... nie mogę znaleźć spokoju serca, czuję się jak małż, wpadły w oko słowa, ale zmęczenie nie pozwoliło ich zbyt prosto obrobić i zapomnieć...



Pracuje w człowieku to co robi codziennie, co czyta, nad czym rozmyśla... z czym idzie, co słyszy w kolejce, o czym śpiewa, ale też - czego się obawia i na co buntuje się, czemu się przeciwstawia... 
Nie jesteśmy skorzy do obojętności, nie jesteśmy do niej urodzeni... 
Większość z nas zawsze jest w "opozycji do", ma swoje zdanie, odczuwa inność, widzi więcej - czasem nawet celniej czyta i spostrzega sytuację.
Żyjemy trochę jak opozycjoniści, oporujemy już wtedy, gdy zadajemy pytania a nie - przyjmujemy wszystko takim, jakie jest - jak zdaje się być...

Wszedł przed chwilą do mojego pokoju Albercik - mówi, "potknąłem się rano na kamieniu, wpadłem w trawę i dotknąłem jej okiem, i podrażniła mnie, bo na trawę jestem uczulony". 

I trze to oko bida mała. Cierpi, lecą łzy... On zachowuje jednak i godność, i spokój jakiego mógłby nie jeden mu pozazdrościć... choć jest w nim okruch cierpienia.

Bo higienistka zajęta, a on potrafi to uszanować, mimo że ma tylko 8 lat - że ktoś jest do zaopiekowania się i ważniejszy - przed nim...
 

A czy ja tak nie czekałam na lekarza mojej duszy...
Na uzdrowienie mnie i mojego ciała, z nadzieją oddania się w jego ręce. Jest nadal przy mnie, bo czuję że w moim ciele, coś szwankuje, i tylko on może naprawić te chore miejsca, uszkodzenia, nawet torbiele i zmiany, te mechanizmy mojego zegara...

I jemu oddaję to pierwszeństwo, bo chcę... 
Bo mnie tak wpadło coś w serce, w oko i przeniknęło moje uszy.... Te dwa i trzy dni temu - a teraz uważnie przyglądam się tym, którym mogę ja dać owoc - i dotknąć ich tą trawą, tym piaskiem... Wrzucić im trochę pyłu, by osoby te zajęły się sprawami ciut większymi niż jajecznica, mycie okna, ścieranie kurzu z biurka...

Czy naprawdę wszystko przeminie?
Czy zostanie mi pamięć o Albercie i kosmatej, wszędobylskiej trawie???  

czwartek, 4 maja 2017

Droga Światła

Przejście drogą Światła, ulicami Krakowa a raczej bulwarami z Wawelu na Skałkę, to wieczorne przeżywanie nadal obecnego w sercach Wielkanocnego cudu, ale jednocześnie - bycie w radosnej łączności z młodymi, otaczającymi swojego biskupa - zasłuchanymi w Słowo, w Jezusa. Tu są obecni uczniowie i świadkowie, w których serca pałają, goreją...
Wyjątkowy czas odmiany, droga niezbyt długa ale obfitująca w refleksje gdy słuchamy słowa, przygotowanego specjalnie na ten czas, na to wyjątkowe przebywanie blisko łaski i miłości... przepełniającej, ubogacającej  i dopełniającej do podążanie ze wzgórza na górę, gdzie bieleje podświetlony kościół św. Stanisława... w oddali. Gdzie miejsce - jednoczy tak różnych i poszukujących, wciąż czekających na cud przemienienia, na przyjście ducha...

Rozważania biskupa Grzegorza Rysia kreślą tę drogę słowami prawdy, głosem miłości Jezusa do stworzenia, ofiary oddanej i ofiarowanej z serca za nas wszystkich... Czy tego chcemy czy też nie, czy my się wreszcie tego spodziewamy... 

Skupienie na tych momentach ze słowem, jednoczy... Jest tłum, ale nie tak anonimowy. Nie idący przecież "jak owce na rzeź" lecz ludzie, w radosnym pochodzie. Zamyśleni, promieniejący, przeżywający i radość i moment refleksji, zagłębiający się w życie. Może nawet - kierujemy się ku lepszemu, ku poprawie jakości...

Jest milczenie, ale i radosny - przepełniający wszystkich śpiew. Są ognie, są flagi... płomienie serc. Radosny taniec i głos który niesie się najbliżej Wisły, pomiędzy promenady a ogródki oraz poziomy pokładów barki zacumowanej w pobliżu.Każdy chce być blisko tej radości, odważnej i dobrej.

Mówcie co chcecie, że dziwne, że przesadne... Bo to, co człowiek winien jest swojemu Stwórcy każdego dnia życia, co może dać, to naprawdę czasem tylko te kilka godzin radosnego marszu. A to wszystko przecież proch, to kropla - kropla potu, a nie krwi. 
To najmniejsze "dziękuję" i "uwielbiam" za razem.