poniedziałek, 30 listopada 2015

Życie to nie magia

Nie pomoże ani święty Mikołaj ani też gwiazdka czy śnieżynka, ale własnymi rękami musimy dokonać tego co smutne, ciężkie i codzienne, czym można się bez końca kalać. Od czego ciężko zmęczone są nasze dłonie i kręgosłup. Czasem z posiwiałymi od zmartwień włosami. Gardłem zdartym od krzyku i łzami zaschniętymi na policzkach. 

Wspólne życie to nie jest jakaś egzotyczna i rzadko kończąca się dobrze bajka. 

Wymaga pracy, poświęcenia, trudu i poszukiwań. To też działanie, sztuka unikania złego i gorszego, odnajdywania się w meandrach znaczeń, ocen i wypowiedzi, lub też - i to chyba najczęściej wykonujemy - serii mediacji i kompromisów, wypracowanych wspólnie celów, nowych dróg prowadzących nas do zamierzonych wyników i osiągnięć... 

Poszukiwanie takie to pogoń za czymś "wspólnym nam". 

Celem, który może nam zastąpić nasze egoistyczne i najczęściej wygórowane, osobiste wizje, pragnienia, nasze niepokoje... Nazywane często "moje" i "własne" i "jedynie poprawne". 
I tu trudna uwaga, nawet jeśli miotamy się i buntujemy - perspektywę często zmienia mające się urodzić dziecko. 

Nasze priorytety znów ulegają przeszeregowaniu, uporządkowaniu, powracają znaki zapytania i wątpliwości - a cele po prostu podlegają zmianie... Nawet te, wiążące się z wyjazdem, wyborem, własnym rozwojem, samotnością czy karierą...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz