czwartek, 3 grudnia 2015

El Camino


A co jeśli potrzebujemy drogi wgłąb siebie... Podróży do wnętrza. Rozwarstwienia trudności i przepracowania jej. Pozostałości po trudnościach jakich doświadczyliśmy, przeżyliśmy, jakie nam przyniosło życie - i inni ludzie w efekcie i tak nas dopadają.
Powoli i najczęściej zmieniają w nas całe kiedyś subtelne i delikatne wnętrze, wytwarzając skorupę jaka osłania nas przed światem, chroni przed dalszymi uszkodzeniami... Czasami sami decydujemy się na ubranie zbroi, jaka zmieni nasze spostrzeganie rzeczywistości, umocni, uodporni.
Świat również pokrywa niewidzialna, a odczuwalna łuska, skorupa lawy... tego co się wylało, co zraniło, co zbrudziło, utaplało każdego... Coraz grubsza, coraz twardsza, zmieniająca człowieka...

Czasem tylko zapalamy światełka, zapalamy ogniska - by się ogrzać, by nie odczuwać chłodu jaki towarzyszy spotkaniom z drugim człowiekiem. Pomagają nam się ogrzać i jeszcze komuś, towarzyszowi naszej podróży, naszej drogi. Jak dobrze móc odkrywać, zmieniać, przewartościować życie, gdy nie jesteśmy sami...

Moje el Camino, mój pogrom i moja wielkość w marszu, w upojeniu samotnością, noga za nogą, coraz bliżej do celu, coraz dalej od celów... Garbate, pokraczne, zmienione... czasem zimne i samotne, jak wieczór - jak noc... czasem gorące wspomnieniami...
Chciałabym pamiętać tylko to, co dobre, ale wspomnienia nie słuchają tylko mnie... a najmniej oczekiwanych momentach wyrzucają, przypominają wszystko - jak lawa pokrywają moje mury, pagórki, drogi... Zawsze zielone el Camino, inne, pełne pieszczoty w słońcu oraz chłodu o poranku, zimnego deszczu w każdej porze. Miejsc ciekawych i pięknych oraz zwykłych szarych, pełnych pyłu dróg.
Co ja ci zrobiłam, co tam zostawiłam... co mi odebrałaś... co przyswoiłaś??? Nie oddawaj. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz