sobota, 11 stycznia 2014

Opowieści zwykłej treści...

Szlak do Composteli obfituje w piękne i spokojne miejsca, krajobrazy zmysłowe, urocze i totalnie zielone, choć większość drogi... to czas burz, deszczu, prawdziwe gromy z jasnego nieba. Wierzcie mi. Pogoda zmienia się praktycznie z minuty na minutę, z godziny na godzinę. Ale... jak śpiewa Budka Suflera, na płycie - "Sen o dolinie...": ... po nocy, przychodzi dzień, a po burzy - spokój... nagle ptaki budzą mnie...
I tak codziennie... z tą różnicą, że zatrzymujesz się tam, gdzie (i kiedy) odczuwasz taką potrzebę. Patrzysz, zasłuchujesz się, pochłania cię to, co dzieje się dookoła, co dzieje się w tobie, słowa innych otaczają ciebie i ... twoje wewnętrzne życie - myśli, odczucia. Może nawet jakieś poczucia sensu i bezsensu - oraz bezsens rzeczywistości...

Niesamowite jest to, że idziesz z kimś lub obok niego i ... spontanicznie rodzi się wymiana, zdań - wrażeń, słów, myśli - zasłyszanych i przywłaszczonych "czyichś" wieści. I tego też... o czym chcesz zapomnieć, i myślenia o tym - co porzuciłeś czy zostawiłeś na tydzień, miesiąc czy rok - by tu, tutaj być. By zaistnieć w tym czasie, miejscu i stanie.

Compostela jest miejscem dobrym, dobrym na takie zresetowanie siebie. I na słuchanie innego człowieka. Bo najczęściej słuchamy tylko siebie, i "przepuszczamy" całą wiedzę o innych ludziach - tylko przez siebie. 
Wcale nie jesteśmy oryginalni.
Tak samo zagubieni, tak samo poszukujący.
Tacy sami.
Jakbyśmy byli "okiem rzeczywistości", mądrością całą, tylko w sobie, tylko zapatrzeni. Zbyt wiele praw uzurpujemy sobie, obiecujemy po sobie, mamy nadzieje... tracimy nadzieję. Wiarę. A potem - zwyczajnie - nie słuchamy tej drugiej osoby...

I właśnie tu, na tej drodze do POLA  SPADAJĄCYCH  GWIAZD odkrywamy "siebie-jako -kogoś- innego". Nowego. Odmienionego.
Takie opowieści są ze mną przez całą drogę. Nadal...
I w głowie mojej, są nadal... Oczywiście - jako cudne wspomnienie.

Minimum słów, maksimum "uważności" na siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz