Samotność napawa obawą. Ale też wyzwala, zrozumiałam to już
będąc i idąc sama. Mobilizuje. Bycie samemu bardzo wyczula, uczy pokory,
wyostrza zmysły i uważność…
I otwiera, otwiera na drugiego człowieka, bez obaw – niestety,
bo ma się ochotę przy kimś iść, przy człowieku stawiać kroki, odzywać się do
kogoś a nie prowadzić tylko wewnętrzny monolog przez wiele godzin i dni.
Właściwie ten czas pamiętam jako wiele godzin samotności,
bycia ze sobą z lekami i obawami, z pustką przyrody, mijającymi godzinami w
ruchu, prawie biegu, w braku wolności: chcę, idę, mam ochotę.
Determinuje cię cel. Czas. A tego nie chcesz. A przed tym –
uciekałaś.
Pustynia, to ta sama pustynia wśród ludzi jakiej przyszło mi
tu i teraz doświadczać. Nawet wybierając towarzyszy podróży. Pustynię trzeba
przygotować i poszukać jej w sobie. Oddać jej wszystko, by dobrze ten określony
drogą czas przeżyć. Trzeba jej chcieć i nienawidzić jednocześnie. Oswoić ją w
sobie, gdy nadejdzie.
Trzeba nie mieć nic, by docenić jotę, coś, ślad. Promyk.
Żeby dostrzec światło i blask gwiazd. I że jest się samemu i samotnym człowiekiem.
Wtedy droga zatoczy koło w człowieku i wtedy sama w sobie staje się celem.
Wędrówka staje się celem. Droga – staje się domem. Droga
jest tym samym bliska memu życiu. Jest zwyczajnym dniem. Każdym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz