Pustynia przenika, trwoży. W jednej chwili chce się być w
grupie i gna się za nią, a w innej – odpycha to człowieka jak paskudny wyrzut.
Dość, stop - tłok i tłum przerażają. Głośne rozmowy, śmiech, plotki, klepanie językami
na każdym postoju.
Są zbyt głośne, nienaturalne, paradoksalnie nierzeczywiste.
Ostre i kanciaste.
Chcesz myśleć, nie słyszysz myśli. Chcesz milczeć, myśli
krzyczą.
Tak w kółko, jak mantrę powtarzasz słowa, frazy, zawołania,
prośby czy modlitwy, prosisz o słońce lub cień, w zależności od odczuwanego
przesytu, chcesz aby któraś część ciała przestała boleć sakramencko, by stary
ból lub rana się zabliźniły najszybciej jak potrafią.
Ale tak jak blisko jesteś końca drogi, tak blisko jesteś za każdym
razem swojego cierpienia i swojego końca. Proste, a tak magiczne czynności.
Podstawowe działania.
Chcesz jeść lub pić. Konasz.
Umierasz wiele razy jednego dnia.
On cię wskrzesza. Ratuje cię i stawia na nogi, za każdym
razem i dzień po dniu.
Chyba ma w tym jakiś cel.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz