Pieszo, to znaczy o własnych siłach i licząc tylko na siebie.
Czasem liczyć na innych, trzeba bardziej, niż tylko na siebie...
Nie polujesz, nie zdobywasz pożywienia jak w zamierzchłych czasach... Bo jak...
Musisz je dostać, zapracować - czy kupić i mieć nadzieję, że będzie - możliwie najlepsze... Smaczne. Pożywne i zdrowe, da ci siłę, pozwoli wędrować i nie osłabi...
Potrzebne jest też spożywanie gorącego napoju, choć raz-dwa razy dziennie. Później wystarcza woda - ze źródła najczęściej... A wreszcie owoce i warzywa. Częściej kupowane, ale po drodze czasem da się coś znaleźć, o ofiarowywaniu takich frykasów i darów przez autochtonów - zapomnijcie... To absolutnie nie tak funkcjonuje, to fikcja i stare dzieje - a na najsłynniejszym szlaku, mającym przynieść korzyści materialne obywatelom Hiszpanii, nie ma co liczyć na takie dobrodziejstwo i rozrzutność.
Ale byłabym gołosłowna, gdybym tylko tak przedstawiała drogę. I niesprawiedliwa, bo czasem gospodarzom udziela się ewangeliczny duch spotkania, poszukiwania i drogi - pielgrzymiej drogi do wytęsknionego, wymarzonego - Pola Spadających Gwiazd... Miejsca pochówku św. Jakuba, apostoła...
Dwukrotnie przynajmniej, uniosłam się - w Hiszpanii - bliżej nieba, jedząc posiłek przygotowany po drodze - i z powodu zawartości talerza, i... sposobu podania go. Strona wizualna i smak, zapach... Wrażenie artystyczne!!! Tradycyjne i zachwycające danie - owoce morza przesmażone i podane na desce z kawałkami pachnącego chleba, cudowna "poela"... (którą przyszło mi spożywać kilka razy w Hiszpanii), a wtedy, zachwyciłam się smakiem, przyprawami, oliwą ściekającą z chleba na moje palce, po ustach i twarzy... całą esencjonalnością tego zjawiska.
I jednego z ostatnich posiłków pieszej wędrówki - choć chłodnego - sałatki najpopularniejszej, "tuna-salada", spontanicznej kompozycji wielu warzyw - oczywiście na bazie mieszanki sałat i pomidorów, cebuli i ogórków, okraszona całą masą oliwek... i dodatkowo - sporą porcją tuńczyka. Cudo!!! Głowę można zatracić dla wszelkich, nawet puszkowych owoców morza, ryb i przetworów z jakich słynie północna Galicja i jej wybrzeże...
Smaki, zapach, rozkosz dla podniebienia. Prawdziwa uczta codziennych - ale tak niebiańskich - smaków....
A... i jeszcze - zupa, w której pływały dobrze ugotowany jarmuż, wszystkie możliwe jarzyny, fasola i soczewica, kawałki mięsa i drobinki ziemniaków. Była ona dla mnie pewnego słonecznego, męczącego i bardzo, bardzo trudnego dnia - tym czym podana dłoń, dla pogrążającego się w otchłani człowieka. Konającego ze zmęczenia... Zwłaszcza, że miska tej zupy, została po prostu "włożona mi w ręce", gdy leżałam obolała, cierpiąca i totalnie zmęczona na karimacie.
To była chwila - ale i był to, pewnego rodzaju ziemski-raj....
Raj na ziemi, pod cudownymi drzewami, w kwieciu i zawiązkach owoców - pod pozostałością z czyjegoś sadu, przy maleńkiej alberdze, tuż przy zajeździe...
Raj, przygotowany specjalnie dla pielgrzymów i witający ich, cieniem...
Moja droga do Santiago de Compostela szlakiem w Jakubowym Roku 2010 Górami błotem w deszczu ku Polu Spadających Gwiazd. Podobno w ich blasku dopływała do wybrzeży Iberii łódź z ciałem jednego z dwunastu apostołów, Jakuba Starszego. Podróż stała się moim osobistym Camino. Ludzie ból stóp Okaleczenia Kroki Słowa Plecak Pot Łzy Rozmowy Cudowne spotkanie Śpiew Nie zapomnę nigdy! Choć tylko 12 dni w drodze Z tego 7 spędzonych na szlaku, zmieniły całe moje życie Wywróciły je do góry dnem
wtorek, 21 stycznia 2014
sobota, 11 stycznia 2014
Opowieści zwykłej treści...
Szlak do Composteli obfituje w piękne i spokojne miejsca, krajobrazy zmysłowe, urocze i totalnie zielone, choć większość drogi... to czas burz, deszczu, prawdziwe gromy z jasnego nieba. Wierzcie mi. Pogoda zmienia się praktycznie z minuty na minutę, z godziny na godzinę. Ale... jak śpiewa Budka Suflera, na płycie - "Sen o dolinie...": ... po nocy, przychodzi dzień, a po burzy - spokój... nagle ptaki budzą mnie...
I tak codziennie... z tą różnicą, że zatrzymujesz się tam, gdzie (i kiedy) odczuwasz taką potrzebę. Patrzysz, zasłuchujesz się, pochłania cię to, co dzieje się dookoła, co dzieje się w tobie, słowa innych otaczają ciebie i ... twoje wewnętrzne życie - myśli, odczucia. Może nawet jakieś poczucia sensu i bezsensu - oraz bezsens rzeczywistości...
Niesamowite jest to, że idziesz z kimś lub obok niego i ... spontanicznie rodzi się wymiana, zdań - wrażeń, słów, myśli - zasłyszanych i przywłaszczonych "czyichś" wieści. I tego też... o czym chcesz zapomnieć, i myślenia o tym - co porzuciłeś czy zostawiłeś na tydzień, miesiąc czy rok - by tu, tutaj być. By zaistnieć w tym czasie, miejscu i stanie.
Compostela jest miejscem dobrym, dobrym na takie zresetowanie siebie. I na słuchanie innego człowieka. Bo najczęściej słuchamy tylko siebie, i "przepuszczamy" całą wiedzę o innych ludziach - tylko przez siebie.
Wcale nie jesteśmy oryginalni.
Tak samo zagubieni, tak samo poszukujący.
Tacy sami.
Jakbyśmy byli "okiem rzeczywistości", mądrością całą, tylko w sobie, tylko zapatrzeni. Zbyt wiele praw uzurpujemy sobie, obiecujemy po sobie, mamy nadzieje... tracimy nadzieję. Wiarę. A potem - zwyczajnie - nie słuchamy tej drugiej osoby...
I właśnie tu, na tej drodze do POLA SPADAJĄCYCH GWIAZD odkrywamy "siebie-jako -kogoś- innego". Nowego. Odmienionego.
Takie opowieści są ze mną przez całą drogę. Nadal...
I w głowie mojej, są nadal... Oczywiście - jako cudne wspomnienie.
Minimum słów, maksimum "uważności" na siebie.
I tak codziennie... z tą różnicą, że zatrzymujesz się tam, gdzie (i kiedy) odczuwasz taką potrzebę. Patrzysz, zasłuchujesz się, pochłania cię to, co dzieje się dookoła, co dzieje się w tobie, słowa innych otaczają ciebie i ... twoje wewnętrzne życie - myśli, odczucia. Może nawet jakieś poczucia sensu i bezsensu - oraz bezsens rzeczywistości...
Niesamowite jest to, że idziesz z kimś lub obok niego i ... spontanicznie rodzi się wymiana, zdań - wrażeń, słów, myśli - zasłyszanych i przywłaszczonych "czyichś" wieści. I tego też... o czym chcesz zapomnieć, i myślenia o tym - co porzuciłeś czy zostawiłeś na tydzień, miesiąc czy rok - by tu, tutaj być. By zaistnieć w tym czasie, miejscu i stanie.
Compostela jest miejscem dobrym, dobrym na takie zresetowanie siebie. I na słuchanie innego człowieka. Bo najczęściej słuchamy tylko siebie, i "przepuszczamy" całą wiedzę o innych ludziach - tylko przez siebie.
Wcale nie jesteśmy oryginalni.
Tak samo zagubieni, tak samo poszukujący.
Tacy sami.
Jakbyśmy byli "okiem rzeczywistości", mądrością całą, tylko w sobie, tylko zapatrzeni. Zbyt wiele praw uzurpujemy sobie, obiecujemy po sobie, mamy nadzieje... tracimy nadzieję. Wiarę. A potem - zwyczajnie - nie słuchamy tej drugiej osoby...
I właśnie tu, na tej drodze do POLA SPADAJĄCYCH GWIAZD odkrywamy "siebie-jako -kogoś- innego". Nowego. Odmienionego.
Takie opowieści są ze mną przez całą drogę. Nadal...
I w głowie mojej, są nadal... Oczywiście - jako cudne wspomnienie.
Minimum słów, maksimum "uważności" na siebie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)