poniedziałek, 25 marca 2019

KOBIETA BLOGGER'a - co ja Mu powiem??? to, co zwykle...

No nie... Nie!!! Jeszcze raz NIE!!!!

No bo - jak, z przeproszeniem mam nie być zaskoczona...
No jestem, nie zmienię tego...
"Nie ma bata" 

Toż Bóg kiedyś mnie zapyta: dawałaś zgodę lub przyzwolenie? Dawałaś na wszystko? Wszystko wolno - piekła nie ma? 
Na niezgodne z naturą zachowanie czy ostentacyjną "prezentację" tych oto "walorów", gestów - mowy i zachłannego uśmiechu. Na pewność siebie graniczącą z bezczelnością i zagrażającą powoli także i mnie, mojej orientacji. 
No nie ma bata... muszę być w zgodzie sama ze sobą i szczera... Ze samą sobą, moim ukształtowanym wnętrzem, no przecież właśnie tak będę na tę rzeczywistość patrzeć. Taką jaką zostawiam. Będę na nią patrzyła z dystansu... Po tych moich dziesiątkach już lat życia,a w tych "stuleciach" czy 200-leciach życia mego nie inaczej... 



A potem, gdy tu zniknę, przed Bogiem moim zaśstanę, przed moim "Stworzycielem" i zarazem moim Zbawicielem" 

...co ja Mu powiem...

A że tolerancja, że Kraków to nie zaścianek, że Europa sięgnęła znów tradycji starożytnego Rzymu i tych późniejszych wyzwolonych czasów francuskich "bawidamków" XVII - XVIII wieku, no patrz Mała: zasadzani jak kapusta włoska czy brokuła - na polskim tronie...
Tak sztywno poruszający się po naszej tradycji i kulturze i chorowicie wyglądający, i wszyscy ci - roznoszących "trypa" po Europie... 
Tak usilnie przywożonych do zimnej, chłodnej Polski Franków z każdej (z ich dynastii). Dobór negatywny: import "franków"... w dziób kopanych...  Dziś - nawet waluty o tej nazwie nie mają, już nie pamiętają nic i niczego... 
Ale walczą i biją - policja i ludziska wszelkiej maści - swoje kości i twarze, łamiąc wszystkim i sobie wzajemnie,nie ważne iż policyjne - ważne kto w kamizelkach...
Pomarańczowa, a może żółta - czarna z napisem - no nie!!! nie tak!!!

Bo to czas, czas najwyższy na naszą rewoltę tu, w Polsce...
Znów to jest nasz "czas najwyższy".

Grzebnąć w emocjach. Walnąć pięścią w stół...
W myśli i czynach, w uczynkach...

Bo wtedy w czasie "bezkrólewia"szlachta nigdy się nie dogadała, a wielmożowie by się powybijali - gdyby z jednej z rodzin - tę  królewską linię - uczynić, usankcjonować...

Więcej czarownic do spalenia nie było, nie zarejestrowałam wtedy...
Przetarłam oczy - a oddając ciuchy w Reserved... nie wiem już czego chciałam.
A chciałam...

Inna z myśli...
Dość.
Ja tak mam, nie poradzę... Pracuję tak nad sobą - by białe dla mnie było białe, a czarne - czarnym. Jak starotestamentalny Jeremiasz wystrachany, jak prorok Izajasz ryzykant po całości i mędrzec, tak - abym zło, mogła spokojnie nazwać złem, dać miano mu. I wtedy, od niego odwrócić się całą sobą, plecami... Je przydepnąć, przytrzymać za ogon, zmacerować, zabić je w zarodku... aby mi się nawet do stopy - nie przykleiło...

Stanę tam, przed Bogiem - jak każdy z nas. Nawet jak ateusz czy agnostyk... Jak zbuntowany anioł, jak każdy z tych morderców czy z żołnierzy na frontach wojny, którejkolwiek ze stron.

Ale ja - przynajmniej w pokorze i po znojnym życiu. W prawdzie stanę... 
W prawdzie powiem i będzie to też prawdziwe. 



Kochałam. Czasem do szaleństwa, do grzechu...Tego się będę trzymać - bo na kłamstwie i kombinatoryce - wywraca się dziś wszystko, i cały ten świat... 
cały ten zgiełk - jak śpiewali klasycy naszego, polskiego rock'a, prawdziwego i pełnego mocy, muzyki rockowej lat 90-tych ubiegłego stulecia. 
Wowww... 

A ja mimo wczoraj... jestem też taka sama

A....
mimo wczorajszej Eucharystii dla neokatechumenów u św. Marka... 
a tym samym...
i liturgii zmienionej tego dnia, w stosunku do wielkopostnej... 
oniemiałam 
Czytając nocą, i jednymi - i drugimi słowami... ten dzień... piękne... i te, moje 
i te - zasłyszane i przeżyte sercem i obrazem...

I te pod którymi (ich wpływem) teraz piszę - słuchając ich raz jeszcze!!!
Wczorajsze moje obrazy... 
W głowie i przed oczami!!!! 
Ta niemłoda już: Samarytanka - czerpakiem podająca wodę, komu??? 
Jezusowi...
A przecież Go jeszcze "nie zna", a z nim dyskutuje, 
prowokuje go - do akcji, słowa i czynu...
co zrobiłby Żyd, ortodoksyjny - co Lewi, lub z pokolenia Jakuba - 
ale co - człowiek? 
Pobili by się? Z pewnością - wisiał w powietrzu rękoczyn? Apostołowie w szoku...
Ona podaje czerpak i piją... oboje...
Komu - Jezusowi....Dawcy Wody Żywej - Jezu!!!!!
Woda... Jakże strumieniami później z Niego ta woda i krew znajdzie ujście...




(malunek Spoćki... z widzenia św. Faustyny... )
Z Faustyny wizji, i z niej z kobiety - i Samarytanki, 
z obrazu każdego z nas, bo to my właśnie spoza Izraela - 
my jesteśmy z tych "innych owiec" z_tych obcych OWOCÓW",
z Pawłowych - z każdego nowego strumienia 
I niejako z każdego człowieka pełnego dobra, cichości i pokory, mogą się - 
dzięki bożej mocy
co dzień, co noc...

rodzić się, odnawiać - wydobywać, coraz nowe, coraz nowsze - owoce. 

Tak działa ożywcza woda


Ona podaje czerpak i piją...
Są razem w tym czynieniu, w rozmowie i spożywaniu - 
ona podaje wodę a on jej dłoń -
Jezusowi....Dawcy Wody Żywej -


Jezu!!!!! To ty tam jesteś i tego dnia....

i pewnego dnia w 1920 którymś roku... 
w samotnej celi tej, jaką miano za szaloną i chorą, 
ciągle chorą i chorowitą zakonnicę - 
te strumienie, ta woda z krzyża i krew....
jakie strumieniami później z jego dobrego ciała...
Zmartwychwstałego??? 
Nie - jeszcze nie, na krzyżu przebitego a już wzrok przywróciły - 
prawie ślepemu żołnierzowi Rzymu - zwykłemu "uczyńcowi pchnięcia w bok Jezusowy"!!!

z Niego (tu: malunek wg informacji spowiednika x. Spoćki... 
z widzenia św. Faustyny... pędzlem uczyniony innego artysty)



Wracając do studni... u studni się dzieje:

Gość, gospodarz w roli gościa i wędrowca...

U kobiety i Samarytanki jednocześnie!!!
Każdego z nas, spoza Izraela - "z tych obcych owoców, z tych stad owiec innych,
spoza owczarni...

z Pawłowych dzieci- 
z każdego ludzkiego strumienia serca i dobroci 
Aby tak mogło być - i było jak Jezus chciał i pragnął...

Jak z każdego człowieka pełnego dobra, cichości i pokory.
Mogą się dziś - cuda dziać. 
Może dłońmi leczyć, serca szyć i mózgi... umysły i ciało, oczami duszy widzieć, zaglądać i lepić,
emocje i ból, rany - leczyć wszystko - i wszystko naprawiać, 
a kobietom - dotykiem głębokim, do trzewi nawet i emocjonalnie - 
mocy i sił, i zdrowia - przydawać....

Bo to całość jest - dzięki tej samej - mocy bożej się dzieje


Co dzień, 
co noc...
na co dzień, chodzić w Jezusie - 
rodzić się, odnawiać - wydobywać dzięki jego dłoniom z codziennego gnoju człowieka



życie
radość
sen spokojny
wszystko

dziecko, dzieci 
- uśmiech dziecka

piątek, 22 marca 2019

Prawda mnie wyzwoli... KOBIETA BLOGGER'A

Myślimy emocjonalnie...
Kierujemy się emocjami...

Czy kobiety??? Czy one bardziej... Nie - każdy i każda z nas. Oczywiście, przez moją grzeczność, nie podkreślam, że "ciepli" czyli "Sam Wiecie Kto"... cały czas są w emocjach, one im gmatwają i rozmywają - nie tylko serce i duchowość, czy jakiegoś tam "podszeptywacza" niby jakiegoś duszka - takiego błękitnego, przyklejonego do obrazka, do ramienia - jak dymek.


Ale to całe ich "jestestwo", jego istota, jest słabością i ciągłym urażaniem... Wrażeniem że są urażani, dyskryminowani i odrzucani - przez wszystkich i wszędzie - w każdym zakątku i w urzędzie... ignorowani i umniejszani.


Już nawet ja - w codziennym rachunku sumienia - obrabiam to w myśli: czy nie popatrzyłam zbyt krzywo i zaskoczona, ale jednak może. Czy w spojrzeniu "oceniająca" lub "piętnująca", 

Na tę parkę "ciepłych", patrzę, jak ich moja Ania nazywa - na "tych dwóch" wchodzących do galerii - na kawę czy zakupy (KaZet-KaZet...ki itd.) 
Z ich - ich gestami, twarzą i z tym ich tembrem głosu,w przesadnie wielkich szklanych okularach, bez korekty pewnie. Torebka - bo nie torbiszcze, nie plecak - na przegubie, dokładnie jak u kobiety - totalnie, zero obciachu!!!

W ogóle... nic...

nie ma żenady, nie ma zastanowienia, nie ma też żadnego drwala ani hydraulika w nim, w nich....

Pustka, pustostan... Zerowy procent faceta w facecie.


Tak przesadnych w każdym calu... Przerysowanych. A to nie Singapur, nie Bangkok... nie ulica Amsterdamu... Ale Kraków.

Od urodzenia - ja przecież mieszkam w Polsce, w Krakowie...

W jej cnotliwszej części mojego kraju... 

W historycznej i w długo-wiekowej stolicy tego kraju, nadal - nad Wisłą, w Krakowie...

A Ja??? Ja, mam coraz bardziej "maskulinujące" się w tej niecodziennej przecież rzeczywistości, a z konieczności żyjące aktywnie i pełną parą - jednak na pewno osobniki rodzaju żeńskiego, dwie córki. Jedną - na medycynie, a druga - inżynier już - geodeta, pierwsza z urodzenia - zresztą, robi aktualnie kolejne studia techniczne... 


A to wtorkowe, "sklepowe" tandetne zjawisko, ma chyba swoje instagramowe aktywności, stronki czy blogi, może vlogi jakoweś lub coś na bieżąco na "insta" wrzuca. Na swoim wizerunku i jego kreowaniu pustym pewnie zarabia, może ma linię perfumy czy promuje ciuszki-fatałaszki. Ma lajki i "dyslajki" dzięki którym żyje, je i oddycha... ma fanów i może też jakiś "funpage"... 


Zgrozo, o zgrozo, ja myślę. Już się boję włosy mi stają na rękach..

I na nogach... Wszystko to trwa minutę, może dwie...
"Na przeciw mnie" - minięcie się w drzwiach. W te ruchome drzwi galerii "Serenada"... pakują się oni. Ja - wychodzę lżejsza o jakieś 60 zł ostatnie moje, bo wyprzedaże... 
Oni - ???
Z ich wizją... wrażeniem, z jakąś wydumaną i karykaturalnie podkreślaną prawdą, wykrzywioną w oprawach ich okularów. 

No nie... Nie!!! 

No bo - jak, z przeproszeniem mam nie być zaskoczona...
No jestem, nie zmienię tego... Nie ma bata. 

Toż Bóg kiedyś mnie zapyta: dawałaś zgodę lub przyzwolenie??? Na niezgodne z naturą zachowanie ale i na ostentacyjną prezentację tych "walorów", gestów - mowy i zachłannego uśmiechu, zaborczego i afiszowanie się z nim. 

No nie ma bata... muszę być w zgodzie wewnętrznej i szczera... 
Ze samą sobą, no przecież jak tak będę na tę rzeczywistość jaką zostawię patrzyła - jak kiedyś na nią zerknę z dystansu... Z perspektywy wszystkich moich lat życia, w tych moich "leciech" - 100-lecie czy 200-lecie życia mego... 

I przed moim "Stworzycielem i Zbawicielem" gdy stanę...


Co ja Mu powiem...


A że tolerancja, że Kraków to nie zaścianek, że Europa sięgnęła znów tradycji starożytnego Rzymu i tych późniejszych wyzwolonych czasów francuskich "bawidamków" XVI-XVIII wieku... patrz: tak zasadzani jak kapusta włoska czy brokuła - na polskim tronie.

Tak sztywno i chorowicie, nieadekwatni, tak roznoszący trypa... 
Tak usilnie przywożeni do zimnej, chłodnej Polski - Frankowie, Wazowie, Walezjusze czy Sasi - z każdej z tych dynastii. 
Selekcja i dobór negatywny: import "franków" w dziób kopanych... 
dziś nawet waluty o tej nazwie nie mają, już nie pamiętają...

Ale walczą dziś na ulicach, biją - kości nóg, rąk i twarze - łamiąc wszystkim tym, co w innych niż policyjne - kamizelkach...
Pomarańczowa, a może żółta... Nie zgadzam się, na tę formę i treść i uzasadnienie - nie, nie tak!!!

Bo czas to jest dla nas - na naszą rewolucję...

Znów to "Czas Najwyższy"...

Grzebnąć w emocjach. Walnąć pięścią w stół...

W myśli i czynach, w uczynkach...
Bo kiedyś, historycznie - szlachta się nie dogadała, a nasi wielmożowie by się powybijali, gdyby z jednej z rodzin tę królewską nagle przyszło im - uczynić, usankcjonować...


Więcej czarownic do spalenia nie było, nie zarejestrowałam wtedy - oddając ciuchy w Reserved... Tylko chciałam...


Dość.


I jeszcze bardziej - dość!!!


Ja tak mam, nie poradzę... 

Pracuję tak nad sobą - by białe dla mnie było białe, a czarne - czarnym - abym zło, mogła spokojnie nazwać, dać miano mu, i od niego odwrócić się całą sobą, plecami.. przydepnąć, zmacerować, zabić je w zarodku, by mi się nawet do stopy - nie przykleiło...

Stanę tam, przed Bogiem - jak każdy z nas. Nawet jak ateusz czy agnostyk...


Ale ja - przynajmniej w pokorze i po znojnym życiu. 

W prawdzie stanę... W prawdzie powiem, i będzie to też - prawdziwe. 

Tego się będę trzymać - bo na kłamstwie i kombinatoryce wywraca się dziś wszystko, i cały ten świat... cały ten zgiełk - 
jak śpiewali klasycy naszego, polskiego rock'a. Mocnego, prawdziwego i pełnego siły uderzenia, mocy zmiany lat 90-tych ubiegłego stulecia. 
Wowww - to jest i to był mój świat...