Myślimy emocjonalnie...
Kierujemy się emocjami...
Czy kobiety??? Czy one bardziej... Nie - każdy i każda z nas. Oczywiście, przez moją grzeczność, nie podkreślam, że "ciepli" czyli "Sam Wiecie Kto"... cały czas są w emocjach, one im gmatwają i rozmywają - nie tylko serce i duchowość, czy jakiegoś tam "podszeptywacza" niby jakiegoś duszka - takiego błękitnego, przyklejonego do obrazka, do ramienia - jak dymek.
Ale to całe ich "jestestwo", jego istota, jest słabością i ciągłym urażaniem... Wrażeniem że są urażani, dyskryminowani i odrzucani - przez wszystkich i wszędzie - w każdym zakątku i w urzędzie... ignorowani i umniejszani.
Już nawet ja - w codziennym rachunku sumienia - obrabiam to w myśli: czy nie popatrzyłam zbyt krzywo i zaskoczona, ale jednak może. Czy w spojrzeniu "oceniająca" lub "piętnująca",
Na tę parkę "ciepłych", patrzę, jak ich moja Ania nazywa - na "tych dwóch" wchodzących do galerii - na kawę czy zakupy (KaZet-KaZet...ki itd.)
Z ich - ich gestami, twarzą i z tym ich tembrem głosu,w przesadnie wielkich szklanych okularach, bez korekty pewnie. Torebka - bo nie torbiszcze, nie plecak - na przegubie, dokładnie jak u kobiety - totalnie, zero obciachu!!!
W ogóle... nic...
nie ma żenady, nie ma zastanowienia, nie ma też żadnego drwala ani hydraulika w nim, w nich....
Pustka, pustostan... Zerowy procent faceta w facecie.
Tak przesadnych w każdym calu... Przerysowanych. A to nie Singapur, nie Bangkok... nie ulica Amsterdamu... Ale Kraków.
Od urodzenia - ja przecież mieszkam w Polsce, w Krakowie...
W jej cnotliwszej części mojego kraju...
W historycznej i w długo-wiekowej stolicy tego kraju, nadal - nad Wisłą, w Krakowie...
A Ja??? Ja, mam coraz bardziej "maskulinujące" się w tej niecodziennej przecież rzeczywistości, a z konieczności żyjące aktywnie i pełną parą - jednak na pewno osobniki rodzaju żeńskiego, dwie córki. Jedną - na medycynie, a druga - inżynier już - geodeta, pierwsza z urodzenia - zresztą, robi aktualnie kolejne studia techniczne...
A to wtorkowe, "sklepowe" tandetne zjawisko, ma chyba swoje instagramowe aktywności, stronki czy blogi, może vlogi jakoweś lub coś na bieżąco na "insta" wrzuca. Na swoim wizerunku i jego kreowaniu pustym pewnie zarabia, może ma linię perfumy czy promuje ciuszki-fatałaszki. Ma lajki i "dyslajki" dzięki którym żyje, je i oddycha... ma fanów i może też jakiś "funpage"...
Zgrozo, o zgrozo, ja myślę. Już się boję włosy mi stają na rękach..
I na nogach... Wszystko to trwa minutę, może dwie...
"Na przeciw mnie" - minięcie się w drzwiach. W te ruchome drzwi galerii "Serenada"... pakują się oni. Ja - wychodzę lżejsza o jakieś 60 zł ostatnie moje, bo wyprzedaże...
Oni - ???
Z ich wizją... wrażeniem, z jakąś wydumaną i karykaturalnie podkreślaną prawdą, wykrzywioną w oprawach ich okularów.
No nie... Nie!!!
No bo - jak, z przeproszeniem mam nie być zaskoczona...
No jestem, nie zmienię tego... Nie ma bata.
Toż Bóg kiedyś mnie zapyta: dawałaś zgodę lub przyzwolenie??? Na niezgodne z naturą zachowanie ale i na ostentacyjną prezentację tych "walorów", gestów - mowy i zachłannego uśmiechu, zaborczego i afiszowanie się z nim.
No nie ma bata... muszę być w zgodzie wewnętrznej i szczera...
Ze samą sobą, no przecież jak tak będę na tę rzeczywistość jaką zostawię patrzyła - jak kiedyś na nią zerknę z dystansu... Z perspektywy wszystkich moich lat życia, w tych moich "leciech" - 100-lecie czy 200-lecie życia mego...
I przed moim "Stworzycielem i Zbawicielem" gdy stanę...
Co ja Mu powiem...
A że tolerancja, że Kraków to nie zaścianek, że Europa sięgnęła znów tradycji starożytnego Rzymu i tych późniejszych wyzwolonych czasów francuskich "bawidamków" XVI-XVIII wieku... patrz: tak zasadzani jak kapusta włoska czy brokuła - na polskim tronie.
Tak sztywno i chorowicie, nieadekwatni, tak roznoszący trypa...
Tak usilnie przywożeni do zimnej, chłodnej Polski - Frankowie, Wazowie, Walezjusze czy Sasi - z każdej z tych dynastii.
Selekcja i dobór negatywny: import "franków" w dziób kopanych...
dziś nawet waluty o tej nazwie nie mają, już nie pamiętają...
Ale walczą dziś na ulicach, biją - kości nóg, rąk i twarze - łamiąc wszystkim tym, co w innych niż policyjne - kamizelkach...
Pomarańczowa, a może żółta... Nie zgadzam się, na tę formę i treść i uzasadnienie - nie, nie tak!!!
Bo czas to jest dla nas - na naszą rewolucję...
Znów to "Czas Najwyższy"...
Grzebnąć w emocjach. Walnąć pięścią w stół...
W myśli i czynach, w uczynkach...
Bo kiedyś, historycznie - szlachta się nie dogadała, a nasi wielmożowie by się powybijali, gdyby z jednej z rodzin tę królewską nagle przyszło im - uczynić, usankcjonować...
Więcej czarownic do spalenia nie było, nie zarejestrowałam wtedy - oddając ciuchy w Reserved... Tylko chciałam...
Dość.
I jeszcze bardziej - dość!!!
Ja tak mam, nie poradzę...
Pracuję tak nad sobą - by białe dla mnie było białe, a czarne - czarnym - abym zło, mogła spokojnie nazwać, dać miano mu, i od niego odwrócić się całą sobą, plecami.. przydepnąć, zmacerować, zabić je w zarodku, by mi się nawet do stopy - nie przykleiło...
Stanę tam, przed Bogiem - jak każdy z nas. Nawet jak ateusz czy agnostyk...
Ale ja - przynajmniej w pokorze i po znojnym życiu.
W prawdzie stanę... W prawdzie powiem, i będzie to też - prawdziwe.
Tego się będę trzymać - bo na kłamstwie i kombinatoryce wywraca się dziś wszystko, i cały ten świat... cały ten zgiełk - jak śpiewali klasycy naszego, polskiego rock'a. Mocnego, prawdziwego i pełnego siły uderzenia, mocy zmiany lat 90-tych ubiegłego stulecia.
Wowww - to jest i to był mój świat...
Moja droga do Santiago de Compostela szlakiem w Jakubowym Roku 2010 Górami błotem w deszczu ku Polu Spadających Gwiazd. Podobno w ich blasku dopływała do wybrzeży Iberii łódź z ciałem jednego z dwunastu apostołów, Jakuba Starszego. Podróż stała się moim osobistym Camino. Ludzie ból stóp Okaleczenia Kroki Słowa Plecak Pot Łzy Rozmowy Cudowne spotkanie Śpiew Nie zapomnę nigdy! Choć tylko 12 dni w drodze Z tego 7 spędzonych na szlaku, zmieniły całe moje życie Wywróciły je do góry dnem
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz