No nie... Nie!!! Jeszcze raz NIE!!!!
No bo - jak, z przeproszeniem mam nie być zaskoczona...
No jestem, nie zmienię tego...
"Nie ma bata"
Toż Bóg kiedyś mnie zapyta: dawałaś zgodę lub przyzwolenie? Dawałaś na wszystko? Wszystko wolno - piekła nie ma?
Na niezgodne z naturą zachowanie czy ostentacyjną "prezentację" tych oto "walorów", gestów - mowy i zachłannego uśmiechu. Na pewność siebie graniczącą z bezczelnością i zagrażającą powoli także i mnie, mojej orientacji.
No nie ma bata... muszę być w zgodzie sama ze sobą i szczera... Ze samą sobą, moim ukształtowanym wnętrzem, no przecież właśnie tak będę na tę rzeczywistość patrzeć. Taką jaką zostawiam. Będę na nią patrzyła z dystansu... Po tych moich dziesiątkach już lat życia,a w tych "stuleciach" czy 200-leciach życia mego nie inaczej...
A potem, gdy tu zniknę, przed Bogiem moim zaśstanę, przed moim "Stworzycielem" i zarazem moim Zbawicielem"
...co ja Mu powiem...
A że tolerancja, że Kraków to nie zaścianek, że Europa sięgnęła znów tradycji starożytnego Rzymu i tych późniejszych wyzwolonych czasów francuskich "bawidamków" XVII - XVIII wieku, no patrz Mała: zasadzani jak kapusta włoska czy brokuła - na polskim tronie...
Tak sztywno poruszający się po naszej tradycji i kulturze i chorowicie wyglądający, i wszyscy ci - roznoszących "trypa" po Europie...
Tak usilnie przywożonych do zimnej, chłodnej Polski Franków z każdej (z ich dynastii). Dobór negatywny: import "franków"... w dziób kopanych... Dziś - nawet waluty o tej nazwie nie mają, już nie pamiętają nic i niczego...
Ale walczą i biją - policja i ludziska wszelkiej maści - swoje kości i twarze, łamiąc wszystkim i sobie wzajemnie,nie ważne iż policyjne - ważne kto w kamizelkach...
Pomarańczowa, a może żółta - czarna z napisem - no nie!!! nie tak!!!
Bo to czas, czas najwyższy na naszą rewoltę tu, w Polsce...
Znów to jest nasz "czas najwyższy".
Grzebnąć w emocjach. Walnąć pięścią w stół...
W myśli i czynach, w uczynkach...
Bo wtedy w czasie "bezkrólewia"szlachta nigdy się nie dogadała, a wielmożowie by się powybijali - gdyby z jednej z rodzin - tę królewską linię - uczynić, usankcjonować...
Więcej czarownic do spalenia nie było, nie zarejestrowałam wtedy...
Przetarłam oczy - a oddając ciuchy w Reserved... nie wiem już czego chciałam.
A chciałam...
Inna z myśli...
Dość.
Ja tak mam, nie poradzę... Pracuję tak nad sobą - by białe dla mnie było białe, a czarne - czarnym. Jak starotestamentalny Jeremiasz wystrachany, jak prorok Izajasz ryzykant po całości i mędrzec, tak - abym zło, mogła spokojnie nazwać złem, dać miano mu. I wtedy, od niego odwrócić się całą sobą, plecami... Je przydepnąć, przytrzymać za ogon, zmacerować, zabić je w zarodku... aby mi się nawet do stopy - nie przykleiło...
Stanę tam, przed Bogiem - jak każdy z nas. Nawet jak ateusz czy agnostyk... Jak zbuntowany anioł, jak każdy z tych morderców czy z żołnierzy na frontach wojny, którejkolwiek ze stron.
Ale ja - przynajmniej w pokorze i po znojnym życiu. W prawdzie stanę...
W prawdzie powiem i będzie to też prawdziwe.
Kochałam. Czasem do szaleństwa, do grzechu...Tego się będę trzymać - bo na kłamstwie i kombinatoryce - wywraca się dziś wszystko, i cały ten świat...
cały ten zgiełk - jak śpiewali klasycy naszego, polskiego rock'a, prawdziwego i pełnego mocy, muzyki rockowej lat 90-tych ubiegłego stulecia.
Wowww...
Moja droga do Santiago de Compostela szlakiem w Jakubowym Roku 2010 Górami błotem w deszczu ku Polu Spadających Gwiazd. Podobno w ich blasku dopływała do wybrzeży Iberii łódź z ciałem jednego z dwunastu apostołów, Jakuba Starszego. Podróż stała się moim osobistym Camino. Ludzie ból stóp Okaleczenia Kroki Słowa Plecak Pot Łzy Rozmowy Cudowne spotkanie Śpiew Nie zapomnę nigdy! Choć tylko 12 dni w drodze Z tego 7 spędzonych na szlaku, zmieniły całe moje życie Wywróciły je do góry dnem
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz