niedziela, 27 kwietnia 2014

Miłość jeśli ślepa jest???

Miłość jest ślepa...
Miłość nie umiera, miłość zamarza.
Oddala się na chwilę, z chwili na chwilę - lub jej nie ma, bo nie było, tylko mrzonki i jakieś "wydawałoby się" czy "wydawało mi się". Miało być, a nie jest, tak sobie marzyłem... że ty bedziesz tylko moja, dla mnie, sama jak palce, zdana tylko na moją wielkość, spokój i potęgę mężczyzny. We mnie brak tego pragnienia ani też zapału już nie mam, mam smutek i poczucie straty, za każdym razem, każdym drobnym działaniem.
Nie ma jej już - bo nie ma nic. Zaczyna się taka cisza między ludźmi, że na pytanie "co z wami, co u was" myślę sobie, jakich nas i co to jest to "nas", bo nie czuję o co chodzi...

A ja - jestem  człowiekiem.
I chciałabym na stopach swoich dojść tam, gdzie ktoś inny tylko pamiątek i zabytków szuka, a nie swojego serca i sensu życia. Mnie ciągnie inna ziemia i świat inny, odległy.
Dlatego i codzienność mniej mnie boli, mniej dobitna jest... Bo jej nie wierzę, bo to co jest tu, nie ma wiele wspólnego z tym, na co czekam i czego pragnę i czego codziennie dotykam, z kim staram się być, co wspominam, w czym mam swój udział.

Pewnie na jakiś tam sposób jestem inna, jestem niedzisiejsza i niecodzienna.
Ja jestem prawdziwie ślepa...
Inna - jak czas mój, jakiś inny. Nie rozumiem go, nie jestem do końca w nim...

A teraz???
Oddaję wszystko co posiadam, tracę lub trwonię, jak osoba z dzisiejszego kazania Ojca Kłoczowskiego - wybieram Jezusa bo nie mam nikogo innego, bo jestem sama i tę samotność znoszę najgorzej, bo z miłości nikt i nic ze mną nie zostało, bo drżę jak liść. I tego się boję, tego nie lubię, to chciałabym zmienić i oddalić w sobie, móc mieć innego kogoś, człowieka bliskiego, miłość jego.
Cóż, jeśli się pustkę dostało - to i wiatr, i zniszczenie i pustynię się czyni, zamiast żyznej ziemi. Niebo jest zimne, zawsze to mówię - próżnia i cisza, samotność, ignorancja, brak ciepła i troski o innego, drugiego człowieka...
Kogo uratuję, tego wezmę ze sobą lub dla niego... Kto będzie chciał inaczej żyć, jest wolny... wolność innych kocham i szanuję. Jak w życiu, ponad moją własną stawiam.
Wolność swoją oddałam Jemu, i nie mam jej, ale dostałam o wiele, wiele więcej. Tak trwam, jak umiem... No i staram się nie upadać zbyt często, choć chcieć - to nie zawsze móc.
Czasem coś we mnie upada bardziej, niż tego chciałabym...  
Na pytanie ludzi "o co chodzi" - milczę, i wycofuję się, bo tego co mam, nie pojmie nikt.
To zbyt dziwne, ponure czy tajemnicze - ciężkie, czasem trudne i niezrozumiałe. I nawet znający mnie, rozumni czy inteligentni, potępiają i mnie i mój świat, mój sposób w jaki patrzę na rzeczywistość. Inna - odmieniec, dziwak.
Dobrze jej tak...
Dobrze mi tak????

Nie odda mi tego nikt już, tylko o jeden następny (i każdy) dzień proszę Cię, by mieć zawsze szansę poprawić to coś, co dziś nie udało mi się wcale, co zepsułam, co straciłam...
O szansę na lepsze jutro...
Człowiek, ten tu, nie mógł zabrać mi wiele, bo nic z mojego nie brał...
Z tego co tu jest cenne - to do mnie nie należało.

Za późno, odszedł i ten czas, to uczucie, to myślenie, ta wrażliwość...
Promyk gaśnie - tak, już zgasł...

Na mnie, we mnie...