poniedziałek, 15 stycznia 2018

Zmiana na zawsze

Jestem na kolejnej 50-siątce u znajomych, mężczyzna i co z tego, po jesiennej drodze szlakiem Jakuba... jeszcze nadal z uśmiechem na twarzy, w przeżywaniu, w zachwycie...
I znów padają dojrzałe słowa, słowa, że ta podróż zmienia, że przewartościowuje... człowiek zaczyna robić to, czego dotąd nie robił: pierwsza kawa, spowolnienie, czas na modlitwę i medytację, powitania i rozmowa, dla których tak szkoda było chwil bo zawsze się gdzieś biegło... bo praca, dom, dzieci...

Skąd ja to znam...
Jakby coś się nam w genach poprzestawiało, zmieniło... jakby białka wiązały się inaczej i struktury mózgu karmiły się innym pokarmem, wzrastając niespodziewanie i pięknie. Jakbyśmy wreszcie zaczęli przynosić owoc. Ten owoc...  

Ale to nie pierwsza osoba, już to widziałam... Bierze to większość z nas, ludzi. I sama mam jeszcze delikatne muśnięcia takie, jak jego dziś, choć pierwszy entuzjazm zdążył zblednąć na tle codzienności... ale znam ten uśmiech. To pragnienie realizacji pierwszych pomysłów, planów i zmiany. Włącznie z oddaleniem się od tego co tu, co teraz... ze zrezygnowaniem z większości obowiązków. Przeakcentowaniem tego, co ważne w życiu, co istotne i bez czego nie można a nawet - nie warto żyć!!!

Za nas życie "nie przeżyje się samo". 
Ono powinno być autentyczną aktywnością piękną i ubogacającą, i choć często brakuje nam sił - powinniśmy naprawdę zrezygnować z czegoś co jest małe, miałkie, niedoskonałe i podjąć się rzeczy o jakich od dawna marzyliśmy, myśleliśmy - odkładaliśmy je na jakieś "kiedyś". 

Bo może w nich tkwi sens, ten głębszy, człowieczy... Tu jest prawda, a ta reszta, ta codzienność - to nasza fikcja - właśnie.      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz