wtorek, 31 maja 2022

O przyznawaniu się

Robimy zwykle to co nam odpowiada, co jest dla nas wygodne. Chłodno kalkulując, przewidujemy zyski i straty lub co jest bardziej wstydliwe - obciachowe. Za co możemy dostać po głowie.

Nasza percepcja. Nasz wybór... A może - nasze uleganie...

Pewnie nie dowiemy się do końca, bo to złożona z wielu okruchów i doświadczeń - sytuacja. Pragnienia nasze. I obawy, i strach. A to przed komentarzem, przed oceną, posądzeniem, ironicznym uśmiechem. zdanie innych jest dla nas istotne, choćby nie tak ważne - ale dotyka.

Jeśli nie przyznam się jednak to mojego Pana, do Jezusa, będę tylko krypto-wyznawcą, takim z przyczajki, z bunkra. A bunkrowanie się, to wątpliwy rodzaj aktywności. Nie daje szczęścia, nie przynosi ukojenia czy spokoju, wzbudza ciągłe wątpliwości - o otaczającym świecie, o relacjach, ale i na swój temat. Krypto - to może znaczyć, że relacji z Bogiem nie ma, że w moim życiu już go tak zepchnęłam na margines, że On tylko symbolicznie lub z doskoku funkcjonuje w moim życiu, że przywołuję Go, gdy się wszystko wali i nic nie działa, a potem - znów okopuję się w swoim, i w tym znanym grajdole... Przegrzanym, przepoconym, swojskim.

Moc i niemoc, tylko to ludzkie uczucie, strach i popłoch, bo ktoś zobaczy i wyśmieje... zadawanie pytań i szukanie odpowiedzi, bez trwałości i twardości. A co, jeśli On do mnie się nie przyzna, jeśli kiedyś powie, że on też tylko incydentalnie mnie spotykał, i zna mnie z upadków, z tego gnoju mnie tylko zbierał...

Komu potrafię "zrobić dobrze" moją postawą. Czy naprawdę ja ratuję moją twarz i życie? Uciekanie, wychodzi mi najlepiej, choć przed sobą uciec nie mogę a własne wątpliwości mnie dogonią. Więc jeśli przyznać się do Jezusa, to głośno i po całości. A jeśli pytać - to najpierw siebie i Jego, dbając o innych, o dobro, o relację, o drogę... O przyszłość.     

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz