sobota, 5 grudnia 2015

Kamienie w plecaku

W podróż na el Camino zabiera się też rzeczy i sprawy ciężkie, trudne, myśli do poskromienia i do przepracowania... wydaje się, że idziemy tylko przemyśleć te problemy. Ale my musimy odczuć ich ciężar, fizycznie poczuć obecność, ponieść konsekwencje i przemodlić, przeprosić, ofiarować ich owoc - skutek. Niesiemy nasze ale i często innych dosłownie, włożone nam w rękę a potem do plecaka - kamyczki... Potem musimy je tylko i aż, pozostawić w dowolnym momencie, pod znakiem muszli, na szlaku - ciężary dodatkowe...

Na Camino spotykałam wiele takich miejsc, słupków z pagórkami kamieni.

Rosną wciąż... ludzie zostawiają tam swoje troski, smutki, symbole błędów i zaniedbań, żalów i niepokojów, zadry pozostawionej w sercach innych ludzi... wspomnienia i ślady pamięci... trudne chwile...
Zostawiamy też to, z czym sobie nie radzimy, choć bardzo chcielibyśmy. Zostawiamy ciężary i samotność, porażki, skłonności do złego i grzechy, pragniemy wolności lub rychłego uwolnienia się, oczekujemy ukojenia, spokoju... czasem - odrobiny szczęścia, namiastki, ziarna zamiast plewy... tak długo już przecież szukaliśmy tego, czekaliśmy na...

Pragnienia, pragnienie, oczekiwanie życia prawdziwego, wody żywej w nim... 
Jej siły i siły jej oddziaływania. 
Samotność??? Bywa coś gorszego niż ona. 
A przecież świadomie wybrana, jest aktem odwagi - aktem siły i podjęciem decyzji o naszej walce z ciągłym brodzeniem we mgle, potykaniem się, popełnianymi błędami i całym złem jakie do siebie dopuszczamy... 
Tej walki najtrudniejszej, bo wewnętrznej, po czym - naszej wygranej - w nierównym boju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz