środa, 18 maja 2016

Dopiero po #owocach ich poznacie

Najodleglejsze z naszych marzeń kiedyś wreszcie się spełnią, w życie wprowadzimy to, co zaplanowaliśmy. Stawiamy sobie cele do jakich dążymy realizując konkretne kroczki i mniejsze zadania. Planujemy i rysujemy scenariusze, rzeźbimy nasze życie - ale nie kalkulujemy... Nie za bardzo. Po prostu stąpając twardo po ziemi, prostujemy ścieżki... nie depcząc kwiatów i gniazd założonych wśród traw i paproci...
Poprawiamy codziennie i najczęściej to, co niefortunnie obróciliśmy w gruz, proch i popiół... miłość, bliskość, intymność i jej krew - armatnie mięso, wspólne chwile. 
Jakieś wspomnienia, czyjeś marzenia, wrażliwość...
Nie płacąc podatku od szczęścia i od zysków i korzyści jakie osiągamy z przeżwanej miłości...

Tego samego staram się uczyć młodych ludzi, pokazując to - jak mam, jak to robię, jak potykam się: upadam i powstaję, jak z troską pochylam się a czasem - to, gdy reaguję jak burza, jak burzowa chmura i zimny wicher, czasem jak płomień... gdy płonę... nie spalając innych - choć gniew i niecierpliwość we mnie - wstępuje i trwa... Jak opanowuje mnie żywioł emocji i ich bogactwa.

Ale moi wychowankowie widzą we mnie prawdę. I człowieka...
Z krwi i kości, czasem mocnego a czasem ze słabością i smutkiem, schylonego do samej ziemi... czasem w modlitwie zatopionego lub w zadumie... czasem idącego przez osiedle - do domu, powoli i w skupieniu. Nawet momenty - gdy mówię coś, niby do siebie, wypowiadając słowa jakiejś krótkiej modlitwy, wezwania... ciszę kocham ponad wszystko, tę - jaka zapada pomiędzy ludźmi - na dłużej. 
Moment w jakich sięgam i podaję chusteczki...    

Kryzysy - ma każdy, zwycięstwa - nieliczni... 
Ale po drodze można mieć fantastyczne i realne przygody ze sobą, pomiędzy ludźmi, w sobie szukać i grzebać by odnaleźć dobry kierunek i kontynuować marsz... 
A jeśli zdarzy nam się ująć w marszu czyjąś dłoń i pójść jeden krok, jeden świat dalej - wygra dosłownie każdy z nas...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz