Co jest za mną...
co przede mną... jednego już nie pamiętam, drugiego - jeszcze nie znam... z bajki, "Dobranocki" - jednej z ostatnich - ojca Szustaka, o mędrcu - pustelniku, zapadło mi w pamięć zajęcie się tym co jest teraz - aktualnie i człowiekiem, jakiego Bóg postawił w tym momencie na mojej drodze. Nie jutro, nie po jutrze... teraz i już, nie zaraz nawet... Jeśli mam do opatrzenia ranę, opatruję, mam klęknąć by ucałować dziecko - klękam... pochylić się i podnieść - unieść - unoszę, człowieka czy jego ciężar...
Jeśli tak patrzę na życie - to ma ono sens, nie tylko jakiś "głębszy", ono zyskuje, ono zaczyna mnie - mimo powtarzalności i małości swej - cieszyć... To mi gra... w duszy i w ciele i jest mi lżej. Bo wiem co zrobiłam, ile mogę a na co mnie nie stać, za co powinnam się wstydzić - bo zaniechałam, to mi porządkuje świat. Dziękuję za takie życie każdego dnia. Sensowne dla mnie, nie tylko... ale dla innych.
Nie dbając o grosze, o bogactwa, można być szczęśliwym i spełnionym... ubogim, bo znalazło się skarb... Inny niż perły, korale, diamenty i złoto.
Skarb serca, dziedzictwo.
Skarb wielki. Boga(ctwo) w drugim człowieku.
A tak łatwo przecież to, co najistotniejsze - tracimy z oczu...
Moja droga do Santiago de Compostela szlakiem w Jakubowym Roku 2010 Górami błotem w deszczu ku Polu Spadających Gwiazd. Podobno w ich blasku dopływała do wybrzeży Iberii łódź z ciałem jednego z dwunastu apostołów, Jakuba Starszego. Podróż stała się moim osobistym Camino. Ludzie ból stóp Okaleczenia Kroki Słowa Plecak Pot Łzy Rozmowy Cudowne spotkanie Śpiew Nie zapomnę nigdy! Choć tylko 12 dni w drodze Z tego 7 spędzonych na szlaku, zmieniły całe moje życie Wywróciły je do góry dnem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz