poniedziałek, 16 maja 2016

Uśmiechem a nie trądem, zarażać

Co jest za mną...
co przede mną... jednego już nie pamiętam, drugiego - jeszcze nie znam... z bajki, "Dobranocki" - jednej z ostatnich - ojca Szustaka, o mędrcu - pustelniku, zapadło mi w pamięć zajęcie się tym co jest teraz - aktualnie i człowiekiem, jakiego Bóg postawił w tym momencie na mojej drodze. Nie jutro, nie po jutrze... teraz i już, nie zaraz nawet... Jeśli mam do opatrzenia ranę, opatruję, mam klęknąć by ucałować dziecko - klękam... pochylić się i podnieść - unieść - unoszę, człowieka czy jego ciężar...

Jeśli tak patrzę na życie - to ma ono sens, nie tylko jakiś "głębszy", ono zyskuje, ono zaczyna mnie - mimo powtarzalności i małości swej - cieszyć... To mi gra... w duszy i w ciele i jest mi lżej. Bo wiem co zrobiłam, ile mogę a na co mnie nie stać, za co powinnam się wstydzić - bo zaniechałam, to mi porządkuje świat.  Dziękuję za takie życie każdego dnia. Sensowne dla mnie, nie tylko... ale dla innych.

Nie dbając o grosze, o bogactwa, można być szczęśliwym i spełnionym... ubogim, bo znalazło się skarb... Inny niż perły, korale, diamenty i złoto. 
Skarb serca, dziedzictwo.
Skarb wielki. Boga(ctwo) w drugim człowieku. 
A tak łatwo przecież to, co najistotniejsze - tracimy z oczu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz