sobota, 16 stycznia 2016

Praca - i co dalej

Jezus tyle razy powtarzał, że jego drogi nie są proste - ale żeby aż tak? 
Ani w interpretacji, ani w działaniu. 

Mocną pracą mają być zryte dłonie, ale czy nie mam po tej pracy i zadaniu, ani w trakcie jej wykonania, prawa do radości, odczuwania satysfakcji i wreszcie - odpoczynku po. Chyba lepiej odczuć efekt wykonania, czy jej ciężar i oddać się całkiem zadaniu. Choć dostrzegam krytykę spojrzenia i jego ocenę - tego co mnie przynosi odpoczynek, oddalenie i radość - mam zamiar dalej doświadczać. Mimo iż wiem, że warto sobie nawet te momenty "dozować"?
Burzę się... Zżymam...

Czy mój kark ma być zawsze przygięty do ziemi, a na niebo mam spojrzeć po raz ostatni już tylko z pozycji leżącej. I czemu? Bo nas w ten sposób wybrał?   

On wie przecież kim i jaka jestem, jaki ty jesteś i pozwala nam takimi być... Ale czasem nie mam słów by nazwać ludzką relację, a już nie mam ich wcale - na opisanie zwykłych, codziennych relacji rodzinnych, małżeńskich czy wspólnotowych. Ciężkich w wykonaniu i konsekwentnej realizacji wyborów, czytania i przestrzegania kierunkowskazów, kierunku i drogowskazów montowanych na moich ścieżkach przez ręce innych ludzi...

Czy to moja Mekka czy Jerozolima, wciąż stoję na drodze. 
Czasami sama czuję się jak drogowskaz, sygnalizator świetlny - albo - słupek. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz