CZUJĄC i CZUWAJĄC
Trudno mi coś rzec. Dodać czy ująć - bo... sama chciałabym spędzić ten jeden, ten każdy dzień, tę noc, dzień i każdy następny. Wybrałam i wybrałabym podobną podróż, i teraz. I wybieram. Dziś wiem, że za każdym razem wracam z Drogi, z Camino “codziennego” szarego i pełnego pyłu, błota, deszczu i kamieni, rzucanych mi w twarz - znów do Compostelli. Do marzeń... Do serca jakie tam "w kawałku swej drogi" zostawiłam. Znów do Hiszpanii. Dla mnie owocnej i dobrej, dla mojego męża (do dziś) - przeklętej. On zawsze bluzga me świętości, ja - trzymam się teraz wiernie świętości naszego małżeństwa. Wierności i bycia transparentną. Dla siebie i dla niego. Samotność mnie boli. Pożegnałam i wtedy, i dziś wiele i wielu... Rzuciłam mu pod nogi wiele moich skarbów, pereł przed wieprze.... licznych tych rzeczy, tych - będących mi skarbem... Oddanych w jakiś sposób innych osób. Czy było wielu zapatrzonych i zadumanych w moje działanie... Samotność wybrałam, i tak... trochę nieświadomie, zaliczyła też to, co mam w życiu “odsunięcie od siebie bliskich” i w małżeństwie, i w rodzinie. Wybór - jaki czułam że muszę go dokonać... Teraz czuję, że na wyrost, na złość zadziałałam, ale inaczej już nie umiem. Inaczej, nie rozumiem już, tego, jak mogę dla siebie chcieć, skoro codziennie powtarzam w głębi: "Tylko ty, tylko przy tobie, i z tobą", bo sens ma "trwanie przy tobie..."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz